Wczoraj przytargałam z lumpeksu tyciego, futrzastego mattelka (i jeszcze kilka fajnych rzeczy). Był tani jak barszcz i słodziutki jak nie wiem co. Jest malusi, do niczego mi nie pasuje, taki kolejny rodzynek, ale jest to najbardziej jesienna lalka w mojej kolekcji. Pojawił się w dwóch wersjach: niebiesko- i brązowookiej.
Panie i Panowie, Tommy as Ivan the Porcupine z baletu "Jezioro Łabędzie"!
Hasło "porcupine" to nazwa amerykańskiego gryzonia podobnego do naszego rodzimego jeża, a oznacza mniej więcej świnko-sosnę :P
Co ma świnko-sosna do rosyjskiego baletu? Nie wiem. Pewnie nawet twórcy filmu "Barbie z Jeziora Łabędziego" nie wiedzą. W każdym razie laleczka nijak nie przypomina tej świnko-sosny czy nawet samego jeża, bo ma bardzo duży, zupełnie nie jeżowaty, futrzasty ogonek. Z wyglądu bardziej przypomina liska albo wypłowiałą wiewiórkę, dlatego na potrzeby niniejszego posta postanowiłam ochrzcić malucha po prostu Futrzaczkiem.
Zdjęcia robiłam w deszczu, więc nie są najlepszej jakości, za co przepraszam.
Tak jak napisałam wyżej - to najbardziej jesienny "okaz" w mojej kolekcji :)
10 komentarzy:
Ale słodziak uwielbiam te zwierzaczki z Jeziora Łabędzi :)))
Ciesze się że go masz :)))
Pozdrawiam
Śliczna laleczka.Zdjęcia w plenerze rewelacyjne,ślicznie pokazują złotą jesień.
Gdybyś nie podpisała, byłabym pewna, że to jeden z Zaginionych Chłopców...
Świetne zdjęcia:)
Mam takiego samego wiewióra:)
Jego fryzura powaliła mnie na kolana:) Cudny
"Porcupine" to jeżozwierz (kolczatka) i trzeba być mocno zidiociałym, żeby tłumaczyć nazwę własną dosłownie... jak w dowcipie - "mężczyzna" to "men", który "szczy i zna". Słownik językowy lub translator internetowy - używanie nie boli. A myślenie - tylko za pierwszym razem.
Rewelacyjne zdjęcia, klimacik leśny i jesienny, a lalek w tej gęstwinie, w towarzystwie wiewiórkopodobnego zwierzaczka wygląda świetnie!
Kurde... a ja się czaję jak pies do jeża, bo nie wiem czy kupić słodziaka czy nie, a Ty mi zadania nie ułatwiasz :)
Zawsze myślałam, że porcupine to Jeżozwież, ale "Świnko-sosna" bardziej do mnie przemawia ;)
Świnko-sosna miała być formą żartu, szczególnie że słowniki tłumaczą tę nazwę różnie. Ale chyba mi nie wyszło, bo się ludzie odzywają w tej sprawie :p
Przecież ta świnko-sosna to miał być żart... Szczególnie, że jak sam zauważyłeś, drogi Anonimie, wskazaną wyżej nazwą określa się dwa bardzo różne zwierzęta. Jeśli uraziłam twoje poczucie językowej estetyki, wybacz mi. Widać po całym dniu nieustannego, bolesnego myślenia żarty mi się stępiają. Obiecuję, że już nigdy więcej tego nie zrobię i będziesz mógł odwiedzać tego bloga w spokoju, jeśli oczywiście jeszcze zechcesz :)
Prześlij komentarz