Ten post pojawił się już na moim starszym blogu, ale ponieważ rozdzielam moje dwie kolekcje, to dla porządku przenoszę ten post tutaj. Post pisałam w zeszłym roku.
"Z racji koszmarnej pogody za oknem, dziś wybierzemy się w lalkową podróż w tropiki. Na początek Amazonia!
Na pierwszej partii zdjęć widać moją pierwszą Barbie o ciałku Model Muse. Pochodzi z serii Dolls of the World Collection i jest to Amazonia Barbie z 2009 roku, zaprojektowana przez Lindę Kyaw. Jeśli chodzi o wrażenia związane z samym moldem, to mimo iż wygląda efektownie, to z pozowaniem nie ma za dużo wspólnego. Lalka ma śliczne ciałko (takie smukłe i wyprężone), ale sztywne jak kij od mopa. Ma zaledwie trzy pozy: stojącą, siedzącą i z podniesionymi rękami.
Lalka jak każda Barbie z serii „dla zbieraczy” jest nierozbieralna, ale nic w tym strasznego, bo ma tak skąpe wdzianko, że nie byłoby za bardzo z czego jej rozbierać Ale ja bym nawet nie chciała z niej nic ściągać – całość mimo swojej golizny jest bardzo efektowna. Te jaskrawe piórka, paciorki, makijaż, no cudo po prostu. No i plemienne tatuaże! Postanowiłam ją mieć właśnie z tego powodu, bo sama kiedyś strasznie chciałam mieć tatuaż, ale to bardzo boli, a poza tym z rysuneczkiem na rączce raczej nie znalazłabym pracy w zawodzie. Oprócz płaskostopych Barbinek z serii plażowych z namalowanymi tatuażami-motylkami Barbie z Amazonii jest jedyną Barbie z takim prawdziwym, poważnym tatuażem.
Trochę dziwne wydało mi się na początku wykreowanie takiej lalki, bądź co bądź etnicznej, na lalce-modelce z takim a nie innym moldem ciałka i buzi, ale koniec końców na zdjęciach wygląda okej. Mogłaby mieć jedynie jakoś bardziej zginalne ciałko, żeby mogła się przedzierać przez zielsko i chaszcze I jeszcze mnie wkurza w kolekcjonerskich Barbie ogółem pokrywanie fryzur jakimś takim przezroczystym klejem, żeby były sztywne jak karton.
Skoro już jestem w plemienno-indiańskich klimatach, muszę pokazać
moją ukochaną Barbie z dzieciństwa, czyli Pocahontas (zaraz po niej jest
Czarodziejka z Księżyca ). Gdy
byłam mała, miałam kompletnego fioła na punkcie tej bajki. Z racji tego,
że urodziłam się na totalnym wygwizdowie i jeżeli już był wyświetlany w
kinie jakiś film, to raz na sto lat, pół roku po premierze i to w
dodatku jakiś bardzo słynny. Zaczęło się od teledysku do piosenki z
tego filmu puszczanego na Polsacie z Edytą Górniak i ze wstawkami z
bajki. Zakochałam się z miejsca i od tego momentu mama nie miała ze mną
życia. W sklepach darłam ryja o każdą naklejkę, kolorowankę czy
karteczkę z Pocahontas (dla młodszego pokolenia krótkie wyjaśnienie:
kiedyś takie stare pierniki jak ja nie miały co robić i zbierały śliczne
karteczki z kolorowymi obrazkami, co lepsze były nawet błyszczące albo
pachnące). Moja dziecięca fascynacja zaczęła sięgać obsesji, aż mnie
babcia zabrała do Wrocławia do kina na film. To był błąd, bo potem już
trajkotałam tylko o tym.
Nadszedł wreszcie szósty grudnia. Mała, zaspana i rozczochrana sinestro znalazła pod poduszką mikołajkowy standard, czyli cukierki, do tego bluzę z Pocahontas i jej zwierzątkami (jeszcze gdzieś tam się wala po chacie), książeczkę z Pocahontas (także zachowana!) i najzarąbistrzą Barbie ever, czyli COLOR SPLASH HAIR POCAHONTAS!!!
Lalka ma indiańskie wdzianko udające strój kąpielowy, naszyjnik (gdzieś się posiał), plemienny malunek na ramieniu, barwny makijaż, najsłodszą buzię na świecie i rzecz najbardziej w niej istotną, czyli włosy zmieniające kolor pod wpływem wody lub ciepła rąk. Ta właściwość związana ze zmianą koloru miała być nawiązaniem do filmowej piosenki pt. „Colours of the wind”. Koleżanki z klasy mnie znienawidziły.
W serii ukazała się też lalka Nakomy (koleżanki Pocahontas), Johna Smitha i Kokouma (czy jak to się tam pisz\). Wszystkie miały coś, co zmieniało kolor, np. tatuaż na klacie czy właśnie włosy. Niestety to właśnie te trzy lalki był mniej spotykane w sklepach.
Oprócz Color Splash Hair Pocahontas, Mattel wyprodukował także Pocahontas Winter Moon (koszmarnie droga) oraz „zwykłą” Pocahontas:
Nadszedł wreszcie szósty grudnia. Mała, zaspana i rozczochrana sinestro znalazła pod poduszką mikołajkowy standard, czyli cukierki, do tego bluzę z Pocahontas i jej zwierzątkami (jeszcze gdzieś tam się wala po chacie), książeczkę z Pocahontas (także zachowana!) i najzarąbistrzą Barbie ever, czyli COLOR SPLASH HAIR POCAHONTAS!!!
Lalka ma indiańskie wdzianko udające strój kąpielowy, naszyjnik (gdzieś się posiał), plemienny malunek na ramieniu, barwny makijaż, najsłodszą buzię na świecie i rzecz najbardziej w niej istotną, czyli włosy zmieniające kolor pod wpływem wody lub ciepła rąk. Ta właściwość związana ze zmianą koloru miała być nawiązaniem do filmowej piosenki pt. „Colours of the wind”. Koleżanki z klasy mnie znienawidziły.
W serii ukazała się też lalka Nakomy (koleżanki Pocahontas), Johna Smitha i Kokouma (czy jak to się tam pisz\). Wszystkie miały coś, co zmieniało kolor, np. tatuaż na klacie czy właśnie włosy. Niestety to właśnie te trzy lalki był mniej spotykane w sklepach.
Oprócz Color Splash Hair Pocahontas, Mattel wyprodukował także Pocahontas Winter Moon (koszmarnie droga) oraz „zwykłą” Pocahontas:
I jeszcze porównanie obu Pocahontas:
Muszę stwierdzić, ze Barbie z pasemkiem jest znacznie lepszej jakości, zarówno jeśli chodzi o winyl, jak i o farbki czy materiał na włosy.
Obecnie posiadam dwie Color Splash Hair Pocahontas, ale jedna nieszczęśliwie straciła makijaż oczu, dlatego pójdzie na OOAK'a.
(w roli tropików: mini-ogródek pod blokiem"
Przepraszam uprzejmie za jakość zdjęć - rok temu, gdy powstawał post, nie miałam innego aparatu niż ten w telefonie.
5 komentarzy:
To chyba najdłużej czekający na publikację post EVER! ;)
Zwykle nad walory krajoznawczo - etnograficzno - społeczne, przekłądam walory estetyczne lalki. W tym przypadku wolę udawać, że Amazonia jest modelką prezentującą nową linię bikini, niż plemienną przedstawicielką. Lepiej mi wtedy podziwiać jej cudny makijaż i tatuaże. Mój tata ma podobne wzory, a z buszu nie jest ;)
"Czarodziejka" i "Pocachontas" to również i moje ukochane animacje!!!
Nie, on nie czekał na publikację, tylko został opublikowany na moim pierwszym blogu sinestro.pinger.pl, który teraz będzie tylko i wyłącznie o lalkach starych/porcelanowych, a ten będzie tylko o barbie i podobnych. Posta przeniosłam tak dla porządku :)
Masz rację, że Amazonka to bardziej uwspółcześniona wariacja, ale przypuszczam, że jakby zrobili prawdziwą rdzenną Amazonkę, to mógłby wyjść lekki koczkodan...
Dzięki Bogu przeniosłaś wpis tutaj i założyłaś drugiego bloga. Bo na tamtym na 100% bym Cię nie znalazła (mam bardzo ograniczoną wiedzę blogową), a tak, poznam i jeden i drugi! Bo jakaś dobra dusza podlinkowała Cię na swoim blogu barbiowym i zrobiła bardzo dobrą robotę :)
Przez ten weekend mam zamiar przenieść też tego drugiego. Nie wiem, czy interesują Cię lalki porcelanowe i inne stare zabawki, ale serdecznie zapraszam do zaglądania jak już się przeniosę, bo wrzucam sporo porad i tutoriali :D
w dzisiejszych czasach nie musi się robić tatuaży na zawsze- można sobie fundnąć taki robiony henną na czas urlopu =) sam tak co wakacje robię. W ten sposób w zasadzie mam to co chcę- ciekawą ozdobę, która znika za jakiś czas.
A lalka prześliczna!
Prześlij komentarz